Książki » "KACPER"
„Kacper” w swoim zamierzeniu jest powieścią (beletrystyka historyczna) skierowaną do młodzieży szkolnej w wieku 10 – 15 lat. Akcja rozgrywająca się na 285 stronach (953 000 znaków ze spacja) od początku do końca jest pełna niespodzianek i nieszablonowych zwrotów akcji.
Głównym bohaterem jest młody chłopak, syn młynarza, który podczas jednej z wielu epidemii (akcja książki rozgrywa się w średniowieczu) traci swoją najbliższą rodzinę. Dowiedziawszy się, że z pomoru w cudowny sposób ocalała jego siostra, wyrusza na jej poszukiwanie. W końcu, zmęczony i zrezygnowany trafia do pięknej krainy pełnej żyznych łąk, rzek oraz borów pełnych dzikiego zwierza. Tam postanawia osiedlić się, a że zna doskonale fach młynarski, za pożyczone od Księcia pieniądze, buduje młyn. Pomimo ciężkiej pracy, jego życie płynie beztrosko. Wiadomo jednak, jak to w życiu bywa - kłopoty pojawiają się w najmniej spodziewanej sytuacji. W tym to właśnie momencie rzeczywistość zaczyna przeplatać się z baśnią i na scenie pojawia się postać diabła. Diabła, który z rozdziału na rozdział stacje się coraz bardziej widoczny. Obok Kacpra jest to chyba najbardziej wyrazista postać, która swoim zachowaniem pokazuje, że zawsze trzeba walczyć do końca i jakby tego było mało, że nawet najbardziej niesamowite marzenia mogą się spełnić (nikt by nawet nie przypuszczał, że diabeł może oddać życie za człowieka, w konsekwencji, czego dostaje się do wytęsknionego raju). Postać diabła nie ma ukazać młodemu czytelnikowi zła, jako dobra, lecz jedynie zwrócić uwagę na to, że bardzo często oceniamy kogoś tylko z pozoru nie poznawszy jego wnętrza i wewnętrznych pragnień. Aby sytuacja była jasna w powieści występują także postacie naprawdę złe (księżna Adelina, Książę Radosław), które mogą uczyć dzieci dystansu do obcych.
Oczywiście dobra książka nie może obyć się bez wątku miłosnego, dlatego też jednym z głównych bohaterów jest księżniczka Anna. Młoda osóbka, pełna piękna, ale też i temperamentu, dla której liczy się coś więcej niż tylko uroda i dobre urodzenie.
Książkę w postaci maszynopisu czytało wiele dzieci (niektóre po kilka razy) i została przyjęta bardzo ciepło. A wiadomo przecież, że najlepszym recenzentem są właśnie najmłodsi. Książka wzbudzała wiele emocji i dla autora, który widział na twarzy dzieci i uśmiech i łzy świadczy o tym, że jego praca nie poszła na marne.
Fragment:
Ciało dziewczyny nie ważyło wiele, jednak z każdym krokiem, z każdą mijającą minutą Kacper miał wrażenie, jakby ktoś dokładał kolejne kilogramy. W końcu, tak omdlały mu ręce, że zdecydował się przerzucić ją sobie przez bark. Ten sposób okazał się dużo wygodniejszy. Teraz o wiele sprawniej kroczył do przodu, gdyż jedną rękę miał wolną i łatwiej mu było przytrzymać się czegoś i zachować równowagę. Księżyc nadal świecił w pełni, więc łatwiej mu było rozpoznać szczegóły, a co za tym idzie czyhające pułapki. Jedną z nich okazało się niewielkie rozlewisko, tworzące małe jeziorko. Kacper stanął bezradnie na jego brzegu starając się ocenić jego wielkość. Unoszące się jednak nad nim mgły i opary skutecznie uniemożliwiały mu to.
- U licha – zaczął niepokoić się. – Czyżbym zabłądził? Pierwszy raz widzę to rozlewisko. Dałbym uciąć sobie głowę, że gdy szedłem tędy w stronę polany, nie było go tutaj. O ile pamiętam, to w tym miejscu powinien rosnąć ten łysy modrzew?
Kacper rozejrzał się niepewnie w koło.
- O! Tam jest! – wykrzyknął uradowany a echo powtórzyło za nim:
- O! Tutaj jest.
- Niemożliwe!?
- Możliwe...możliwe...możliwe.
Ktoś najwyraźniej go przedrzeźniał i nie było to na pewno echo.
- Kto tam? – zapytał wystraszony
- Kto tu?.. Kto tu?.. Kto tu? – odpowiedziało mu to coś.
- Kim jesteś?
- Kim jestem? Kim jestem?.. Kim jestem?..
Kacper przeraził się nie na żarty. Nadal znajdował się na diabelskich bagnach i to w dodatku w środku nocy. Tutaj wszystko było możliwe.
Naraz, gdzieś niedaleko z prawej strony odezwał się ponownie głos, lecz tym razem dziwnie dźwięczny i bardzo ciepły:
- Chodź do nas... Chodź do nas...
Kacper poczuł się bardzo dziwnie. Głos przyciągał go w swoją stronę, a on nie miał siły mu się oprzeć.
- Chodź do nas... – rozległo się ponownie, lecz znacznie bliżej. – Chodź prędko.
Nieświadomie zaczął podążać w tym kierunku. Nie czuł już ciężaru ciała dziewczyny na plecach, teraz liczyła się tylko osoba do której należał ten cudowny głos. Przeszedł może kilkanaście metrów, gdy nagle zobaczył dwie przecudne panny. Ubrane były w przeźroczystą szatę utkaną z mgły i babiego lata. Na ich głowach kwitły wianki z białych lilii wodnych, poprzetykanych poranną rosą.
- Chodź do nas... – jedna z nich skinęła w jego kierunku palcem. – Chodź do nas.
Druga figlarnie przekręciła głowę, a złociste włosy opadły jej na piersi.
- Chodź tutaj – powtórzyła za swoją towarzyszką. – Nie bój się. Chodź.
Kacper, jakby we śnie, szedł przed siebie. Chciał je dosięgnąć, ale kiedy zbliżał się do nich na wyciągnięcie ręki, one nagle, śmiejąc się srebrzyście, oddalały się od niego. Znów były kawałek dalej i kusiły go cudownymi pląsami. Im dalej szedł za nimi, tym bardziej zapadał się w muł. Nagle, wokół jego głowy zaczęła z szyderczym śmiechem krążyć śmierć.
- Mówiłam, że cię dopadnę. Teraz jesteś mój i nic cię już nie uratuje. Przerażony Kacper rzucił się w bok. W tym momencie ciało dziewczyny, które cały czas niósł na plecach, zsunęło się i z głośnym pluskiem wpadło do wody. Zimne krople oderwały się od lustra rozlewiska i wylądowały na twarzy Kacpra. To go otrzeźwiło. Ocknął się i w ostatniej chwili uchwycił jakiegoś konara. Panny z szaleńczym wyciem zniknęły, a wraz z nimi całe rozlewisko
i... Śmierć.
- Co to było? – oszołomiony chłopak rozglądał się zdziwiony dookoła. – Co ja tutaj robię?
Dopiero po chwili, gdy jego wzrok padł na leżącą w moczarach dziewczynę, przypomniał sobie gdzie się znajduje i po co tutaj przybył. Nadal jednak, gdy tylko przymknął oczy, widział cudowne piękno i powab tańczących panien.
- Niesamowite! – powiedział sam do siebie. - Przecież to były Nimfy Bagienne!
Nagle zdał sobie sprawę z tego, ile miał szczęścia. Naprawdę, tylko nieliczni po takim spotkaniu uchodzili z życiem.
- Dziękuję ci – odezwał się do dziewczyny, wyciągając ją z bagna
i zarzucając sobie ponownie na plecy. – Uratowałaś mi życie. Gdyby nie ty, niechybnie zginąłbym. Teraz mam wobec ciebie dług wdzięczności, więc możesz być pewna, że na pewno nie zostawię cię tutaj.
Zbierając w sobie resztki sił przebrnął w końcu przez rozlewisko. Na całe szczęście tuż za nim znajdowała się już droga.
Kacper, zmęczony do kresu wytrzymałości, położył delikatnie dziewczynę na mchu i padł wyczerpany obok niej.
- Wiesz co? – odezwał się do niej. – Nie wiem, jak ty, ale ja mam już dosyć?
Nagle zdał sobie sprawę, że rozmawia z nią jak z osobą żywą. Spojrzał na nią i zrobiło mu się smutno. Z oczu pociekły mu łzy. Łzy smutku i bezsilności na niesprawiedliwość świata.