Artykuły » Okno na Świat
Eko i My 01-2017
- kwiczoł
- przed burzą
- posadzka w Bazylice Św. Piotra
- pomnik Juliusza Cezara Rzym
- chmury niczym pędzlem malowane
Okno na świat
Nowoczesne technologie w tym telewizja, internet czy telefony o coraz większych możliwościach sprawiły, że świat skurczył się do jednej wielkiej globalnej wioski. Na bieżąco i błyskawicznie jesteśmy informowani o tym, co się wydarzyło nie tylko u nas za miedzą, lecz także po drugiej stronie kuli ziemskiej. Kataklizmy, tąpnięcia ekonomiczne, wojny czy akty terroryzmu odbijają się na gospodarkach i giełdach całego świata. Nim zdążymy wypić poranną kawę, wiemy już, co na śniadanie zjadł Prezydent Rosji lub w jakim klubie spędził noc znany piłkarz. Podróż z jednego krańca globu na drugi nie stanowi najmniejszego problemu. W ciągu kilku godzin możemy znaleźć się w Ameryce, Afryce czy Australii. Czasy, gdy odległe sawanny Afryki czy spotkania z pierwotnymi plemionami w Amazonii były przeznaczone jedynie dla najwytrwalszych i wybranych podróżników już dawno odeszły do lamusa. Dzisiaj, jeśli tylko ktoś posiada do tego odpowiednie środki i odrobinę wolnego czasu może być niczym sławny podróżnik Arkady Fiedler. Relacje z takiej wyprawy możemy przekazać na bieżąco przez Facebooka czy inne serwisy społecznościowe. Tam też dzielimy się naszymi problemami, radościami czy sukcesami. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że ludzie stali się bardziej otwarci na siebie, na świat a co za tym idzie także na innych. Dzielimy się naszymi tajemnicami i poznajemy tajemnice innych. A jednak więzi społeczne coraz bardziej zanikają. Z jednej strony mamy tysiące wirtualnych znajomych a z drugiej strony jesteśmy samotni niczym rozbitek na bezludnej wyspie. Nie znamy twarzy naszych najbliższych sąsiadów, nic nie wiemy o ich życiu. Pędzimy do pracy, mijamy ludzi w komunikacji miejskiej, stoimy we wspólnych korkach a jedyny kontakt, to klakson samochodu. Na ulicach przemykamy niczym duchy wpatrzone w ekrany swoich smart fonów stwarzając zagrożenie dla siebie i innych. Nie zauważmy, nie tylko jak piękne są oczy oczekującej z nami na przystanku dziewczyny ale także przelatującego w górze klucza żurawi. Klucza żurawi, który mógłby skłonić nas do melancholii i uświadomienia nam uciekającego i zmarnowanego czasu. Czasu, który z minut zamienia się w godziny a te w dni i lata. Na podobieństwo społeczeństw zachodnich aspekt duchowy zamieniamy na wszechobecny konsumpcjonizm i materializm. Nie zastanawiamy się nad naszym istnieniem, nad sensem życia obecnego czy tego po śmierci. Wciąż jesteśmy w pełnym biegu.
Życie nasze i naszych pociech, to wieczna wirtualna wędrówka. W wolnym czasie - którego tak bardzo brakuje nam dla najbliższych - telewizor, komputer i telefon stały się nie narzędziami pomagającymi poznawać świat, lecz najczęściej nieodzownymi gadżetami służącymi do zabicia tego czasu. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Dzieci nasze coraz rzadziej oglądają programy podróżnicze czy popularnonaukowe. Zamiast tego wolą ogłupiające bajki lub jeszcze gorszego sortu filmiki na YouTube, najczęściej nie dostosowane do ich wieku i poziomu rozwoju. Dla wielu rodziców jest to wygodne, gdyż w spokoju mogą ugotować obiad, wyskoczyć do fryzjera lub z kolegami na piwo. Dzieci pozostawione same sobie także same się wychowują a dokładniej wychowuje je sieć. Stamtąd czerpią wzorce i tam uczą się życia. Jest to ich jedyne okno na świat. A jeszcze nie tak dawno było zupełnie inaczej. Tym oknem było to okno wprawione w ścianę naszego domu. Gdy byliśmy chorzy patrzyliśmy z nostalgią na naszych kolegów bawiących się na trzepaku, lub grających w piłkę. Obserwowaliśmy koleżanki skaczące przez gumę lub zwykłe wróble na parapecie. I co ciekawe nie tylko nie nudziliśmy się lecz pomimo mniejszych możliwości byliśmy bardziej ciekawi świata, bardziej kreatywni i ambitni. Korzystanie ze współczesnych mediów sprawia, że czujemy się, jakbyśmy znajdowali się w ciągłym ruchu, przemieszczali się z miejsca na miejsce. A to niestety tylko pozory, gdyż pomimo tego, że jesteśmy w stanie załatwić przez internet sprawy w banku, urzędzie czy dokonać zakupów, to jest to wciąż niestety bierne spędzanie czasu. Z jednej strony statystycznie żyjemy coraz dłużej, komfort a co za tym idzie status materialny naszego życia wciąż podnosi się, ale lekarze biją na alarm. Choroby cywilizacyjne takie jak chroniczne zmęczenie, otyłość, nadciśnienie, depresja czy cukrzyca z roku na rok zbierają coraz większe żniwo. Jeśli do tego dołożymy jeszcze alergie i powiązaną z nimi astmę okaże się, że te nasze niedomagania w wielu wypadkach pozbawiają nas nie tylko radości życia ale także możliwości rozwoju swoich zainteresowań. Iluż z nas nie może przez to trenować wymarzonego sportu, biegać, chodzić po górach, jeździć na nartach czy nurkować. Przez to, albo co gorsze, nasze lenistwo, nie dajemy naszym dzieciom wzorca zdrowego trybu życia. A przecież to nie od kogo innego, tylko od nas uczą się złych i dobrych nawyków. To nie kto inny, tylko my rodzice pozwalamy im marnować cenny czas dzieciństwa przed komputerem i telewizorem. A przecież można go spędzić zupełnie inaczej. Gdy w końcu zatrzymamy się i oderwiemy się od wirtualnego świata, wtedy może zauważymy, że obok nas, w zasięgu wzroku, na wyciągnięcie ręki żyją ludzie, którzy całymi rodzinami wyjeżdżają na wyprawy rowerowe, wspólne biorą udział w biegach ulicznych, spływach kajakowych czy chociażby zbierają grzyby. I przyszłość świata, niezależnie od tego, czy nam się to podoba czy nie, należy właśnie do takich ludzi i ich dzieci. To one osiągną największe sukcesy sportowe, zwiedzą odległe Indie, zdobędą Mount Everest a także o ironio spędzając godziny przed komputerem napiszą świetną książkę – książkę, którą można tylko wtedy napisać, gdy jest się częścią świata, który chcemy opisać. Ktoś może powiedzieć, że dzisiaj nie trzeba wyjeżdżać do Rzymu, aby go zobaczyć. Oczywiście, że nie trzeba. Przecież aplikacja Google pozwala maszerować uliczkami Świętego Miasta bez wychodzenia z domu. I możemy tak zrobić. Nikt nam tego nie zabroni. Ale bądźmy świadomi, że nigdy nie poczujemy panującego tam klimatu, zapachów, szumu wody, letniego upału, chłodu marmurowych posadzek i kamiennych rzeźb czy plusku wrzucanej monety do Fontanny di Trevi. Jeśli więc szanujemy siebie i kochamy swoje dzieci, to opuśćmy chociaż na chwilę wirtualny świat i na początek podejdźmy nie gdzie indziej, tylko do naszego okna. Tego z dzieciństwa i tego współczesnego i pokażmy naszym bliskim, że po jego drugiej stronie istnieje świat oferujący coś ulotnego, ale prawdziwego – zachód słońca na naszej ulicy, księżyc w pełni nad naszym domem czy ptaki przy karmiku. Ptaki, które przez to, że uciekną na nasz widok, uświadomią nam, że naprawdę istniejemy i nie jesteśmy jedynie anonimowymi jednostkami na które nikt nie zwraca uwagi.
Jerzy Koniuszy