Artykuły » Mewa siodłata
Eko i My 12 2020
- siodłata 6095
- Eko i My 12 2020
- Eko i My 12 2020
- Eko i My 12 2020
- Eko i My 12 2020
- siodłata 8110
- siodłata 4297
- siodłata 7526
- siodłata 8018
- siodłata 8034
- siodłata 8041
- siodłata 8045
- siodłata 8069
- siodłata 9051
- siodłata 3607
- siodłata 4198
Mewa siodłata
Przyszło nam żyć w dziwnych czasach - czasach ogarniętych pandemią wirusa, niepokojami społecznymi a co za tym idzie brakiem stabilizacji. Wiele krajów – tych bliższych i dalszych – zamknęło swoje granice. A te, które tego nie zrobiły odnotowują radykalny spadek wizyt turystycznych. Dmuchając na zimne zaniechaliśmy zagranicznych wojaży. W końcu, niezależnie od panującej sytuacji, w ojczystym domu czujemy się najbezpieczniej. Plaże Włoch, Chorwacji czy Egiptu mogą poczekać na dogodniejszy okres. W trosce o jutro żyjemy z dnia na dzień w o wiele większym napięciu niż jeszcze kilkanaście miesięcy temu. Aby nie oszaleć potrzebujemy odpoczynku. Zresetowania się i naładowania baterii. Miejskie parki, kompleksy leśne czy brzegi wszelkiego rodzaju śródlądowych akwenów wodnych w każdy wolny od pracy słoneczny dzień oblegane są przez rzesze spacerowiczów. Ile jednak można kręcić się w okolicach domu po tych samych ścieżkach? Dlatego też dłuższe przerwy wykorzystujemy na dalsze wyjazdy. Oczywiście najbardziej popularne są dwa kierunki: południe - góry lub północ - morze. Kto wybierze wyjazd nad Bałtyk, niezależnie od pogody i ilości turystów może liczyć nie tylko na wspaniałe wschody słońca lecz także kontakt z... dziką przyrodą. Konsternacja? Dzika przyroda nad naszym morzem? Oczywiście, że tak. I to nie byle jaka. Podczas wiosennych i jesiennych przelotów w miejscach bardziej ustronnych na odpoczynek zatrzymują się stada gęsi, wszelkiego rodzaju siewkowce: brodźce śniade, kwokacze, siewnice, biegusy, szlamiki, rycyki czy kuliki. Ale nie inaczej jest w popularnych kurortach: w Władysławowie, Pucku, Helu czy Chałupach każdego roku widuje się pojedyncze alki, wydrzyki a nawet głuptaki. Jeśli jednak nie uda nam się dostrzec rzadkości, to zawsze, niezależnie od pogody nad falami szybują wszędobylskie mewy. Ciekawym miejscem na ich obserwacje jest odcinek urokliwej plaży pomiędzy Sopotem a Jelitkowem. Gdzieś tak w połowie drogi pomiędzy jednym a drugim miejscem znajduje się niewielka przystań rybacka. I niewielka, to w tym wypadku żadna przenośnia ponieważ nie ma tam ani nabrzeża ani nawet najmniejszego pomostu. Parę łodzi rybackich tak jak przed wiekami wyciąganych jest bezpośrednio na piaszczysty brzeg plaży przy pomocy silnych ramion zaprawionych w morzu rybaków wspieranych przez mechaniczne wyciągarki. Przystań w tym miejscu pojawiła się na początku XX wieku a przeniesiona została ze starej lokalizacji, która nieprzerwanie od XIII wieku znajdowała się mniej lub bardziej na zachód. Bezpośrednią przyczyną zmiany miejsca ulokowania była wzmożona presja turystyki i rozbudowa uzdrowiska jakim na przełomie wieków stawał się Sopot. W całej tej historii niezaprzeczalny jest jeden fakt, że dzisiejsza przystań jest kontynuatorką działalności i tradycji tej pierwszej jeszcze średniowiecznej, a to znaczy, że najprawdopodobniej staje się najstarszym tego typu miejscem jeśli nie w Europie to na pewno w Polsce. Miejscowi rybacy do uprawiania swojego jakże trudnego rzemiosła używają łodzi na wzór tych tradycyjnych kaszubskich zwanych „pomerankami” (z kaszubskiego pomarenk lub pomorenk). Różnica jednak polega na tym, że oryginalne łodzie napędzane były za pomocą sił natury – wiatru – a współczesne silników spalinowych. Rybacy wypływają w morze o wczesnym świcie, kiedy niebo znaczą jeszcze ostatnie gwiazdy. Oczywiście jeśli dopisze pogoda. Na połów wypływa się przecież często daleko w głąb zatoki lub na otwarte morze i w razie sztormu może nie być czasu na powrót. Na przełomie wieków wielu rybaków przegrało walkę z żywiołem i na wieki zamieszkało w królestwie Neptuna. Dla ich rodzin, których byt uzależniony był od połowu ryb, zawsze była to wielka tragedia. Za jednym zamachem tracili nie tylko syna, męża, ojca czy brata ale także środki do życia. Dzisiaj nie jest inaczej. Tak jak przed wiekami powrotu rybaków z łowisk z takim samym drżeniem serca wypatrują najbliżsi a oprócz nich także... Chrystus Frasobliwy ze znajdującej się na terenie przystani prześlicznej kapliczki „O szczęśliwy powrót”. Zaprojektował ją znany sopocki architekt Bruno Wandtke jako wotum wizyty Ojca Świętego Jana Pawła II w nadmorskim kurorcie w roku 1999. Nieodłącznymi towarzyszami rybaków są niewątpliwie mewy. Towarzyszą im podczas połowów i swoimi krzykliwymi głosami niczym sygnałem alarmowy już z daleka oznajmiają ich powrót. Gdy tylko łodzie dobiją do brzegu zlatują się ze wszystkich stron niczym stado sępów do padliny. Krążąc ponad głowami rybaków czekają na resztki lub co mniej niecierpliwe i bardziej odważne próbują podkraść smakołyk bezpośrednio ze skrzynek do których pakowany jest połów.Mewy to ptaki wszystkożerne, dla których liczy się jedynie pełny brzuch. Nie pogardzą resztkami z oprawianych ryb lub skorupiakami wyrzucanymi przez rybaków na powrót do wody. Gdy w końcu rybacy przetransportują połów do swojej bazy, niczym sanitariusze oczyszczają plażę z organicznych resztek. Gdy to uczynią rozpraszają się wzdłuż wybrzeża. Część jednak wciąż koczuje na miejscu żebrząc o okruszyny z ludzkiego stołu przy sąsiadującym z rybakami „Barem Przystań”. Bar to miejsce, gdzie przez cały rok serwuje się smażoną, a co najważniejsze świeżą rybę. Tak więc przy rzeszach przewijających się tam turystach naje się niejedna mewa. Rodzina mewowatych (Laridae) reprezentowana jest w tym miejscu przez kilka gatunków. Najbardziej pospolite to mewa śmieszka (Chroicocephalus ridibundus), siwa zwana pospolitą (Larus canus), srebrzysta (Larus argentatus) a także siodłata (Larus marinus). Ta ostatnia to największa mewa świata. Rozpiętość jej skrzydeł dochodzi do ponad 1,5 metra a masa ciała osiąga nawet 1,5kg więc tyle, co dobrze utuczona kaczka. Mewę siodłatą łatwo odróżnić od pozostałych jej kuzynek nie tylko po rozmiarach, lecz także po ciemnym łupkowo czarnym grzbieciei skrzydłach. Oprócz niej takie upierzenie ma tylko bardzo rzadka mewa żółtonoga. Ta jednak w przeciwieństwie do siodłatej, jak sama nazwa wskazuje, nogi ma żółte a nie cielistoróżowe. Mewa siodłata to w Polsce ptak przelotny i regularnie zimujący (w zależności od roku około 1000 - 3000 osobników) tylko sporadycznie przebywający przez cały rok. Najczęściej koczuje w portach na wybrzeżu. W głębi kraju pojawia się sporadycznie. Ich tereny lęgowe znajdują się z daleka od naszej ojczyzny. Lęgnie się na skalistych wybrzeżach atlantyckich (Stany Zjednoczone, Kanada), Grenlandia, Wyspy Brytyjskie, północna Francja a także Norwegia i Szwecja. Na przełomie kwietnia i maja samica wspólnie z samcem buduje gniazdo. Stanowi je niewielka niecka utworzona z suchych traw, drobnych patyczków a także glonów, Umiejscawiają je na skalnej półce a także na kamiennym lub piaszczystym brzegu. Zawsze jednak z nieznacznej odległości od wody. Podobnie jak u pozostałych mew w lęgu, w zależności od wieku samicy znajduje się 1 – 3 zielonkawo oliwkowych brązowo nakrapianych jaj. Wysiadywanie trwa niemal miesiąc. Po tym czasie wykluwają się młode pokryte gęstym szarokremowym puchem w czarne łatki i kreski. Rodzice młodymi zajmują się niemal dwa miesiące. Te jednak w pierwszym swoim roku są w stanie w charakterystyczny kwilący sposób żebrać o pokarm nawet od obcych ptaków. Wiek młodych osobników łatwo można określić po upierzeniu, która do osiągnięcia szaty ostatecznej (pojawia się około czwartej zimy) różni się w od siebie w pierwszej, drugiej i trzeciej zimnie. W tym czasie łatwo ją pomylić z innymi dużymi gatunkami mew, jak chociażby popularną srebrzystą. Tak więc jeśli komuś nudzi się w domu, to warto oderwać dzieciaki od komputera (wystarczy, że mają zdalne nauczanie) zapakować je do samochodu, przejechać te mniej lub więcej kilometrów i pokazać im cuda polskiej natury. Tej ożywionej oraz tej w postaci regionalnego folkloru zawodowego – rybackiego.
Jerzy Koniuszy