Artykuły » Nostalgia
Eko i My 04 - 2016
- Eko i My 04-2016
- Eko i My 04-2016
- Eko i My 04-2016
- Maszyna rolnicza 0699
- Maszyna rolnicza 0701
- Maszyna rolnicza 0759
- Maszyna rolnicza 0700
- Maszyna rolnicza 0718
- Maszyna rolnicza 0729
- Maszyna rolnicza 0741
- Maszyna rolnicza 0744
- Maszyna rolnicza 0751
- Maszyna rolnicza 0758
Nostalgia za pierwotną spuścizną naszych
przodków
Kiedy człowiek, prowadząc koczowniczy tryb życia, przemierzał równiny i lasy w poszukiwaniu pożywienia, potrzebował jedynie najprostszych narzędzi. Takich, które mógł łatwo spakować, które nie zajmowały zbyt wiele miejsca i co ważne nie były ciężkie. Bo wiadomo, że każdy kilogram na plecach podczas długiej i męczącej wędrówki szybko staje się nadmiernym balastem, który krępuje ruchy. A przecież mężczyzna w tamtym okresie nie był jedynie tragarzem (często funkcję tę pełniły słabsze fizycznie kobiety), lecz w pierwszym rzędzie myśliwym i strażnikiem grupy, gotowym w każdej chwili na odparcie niespodziewanego ataku czy to drapieżnika czy obcego plemienia. Tak, więc do codziennego użytku stosowano to, co oferowała matka natura, co było łatwo dostępne i oczywiście w miarę uniwersalne, czyli: rozłupane kamienie ( kwarc, kwarcyt, bazalt - tzw. narzędzia olduwajskie), później rozłupane krzemienie (pięściaki – tzw. narzędzia aszelskie), które służyły do oprawiania skór i ryb, rozbijania kości zwierząt, rozgniatania twardych owoców czy nawet kopania w ziemi w poszukiwaniu larw owadów, a w ostateczności, jako narzędzie obronne. Podobnie rolę odgrywały także zwykłe kije i gałęzie. Nie były to jednak jedyne przedmioty zaadoptowane przez człowieka pierwotnego. Od samego początku był na tyle kreatywny, że poza nimi potrafił do codziennego użytku wykorzystać: ości ryb, ciernie, drzazgi, kawałki rozłupanych kości a jako proste naczynia: sztywne liście roślin, kawałki wydrążonych miękkich skał, twarde skorupy owoców czy muszle. Czyż stosowanie jedynie takich naturalnych materiałów to nie to, o czym marzą współcześni ekolodzy? Na pewno tak, gdyż wszystko, co było wtedy przez człowieka wykorzystywane wracało bez wielkiego przetwarzania tam, skąd pochodziło. Mało tego, nie było potrzeby prowadzenia gospodarki rabunkowej. Zabijało się tylko tyle, ile było potrzeba na zaspokojenie potrzeb swojej grupy lub plemienia, zbierano taką ilość owoców, jaką dało się zjeść. Jednym słowem nie było mowy o marnowaniu pożywienia w jakimkolwiek stopniu. W dobie, gdy każdego dnia tony ba setki tysięcy ton produktów żywnościowych trafia na wysypiska śmieci wydaje się wręcz nieprawdopodobne. A jednak tak było i może ta ekologiczna sielanka trwałoby do dnia dzisiejszego, gdyby nie to, że człowiek postanowił osiąść i jego podstawowym zajęciem nie było już zbieractwo i myślistwo, lecz hodowla zwierząt i uprawa roli. Krótko mówiąc nastąpiła największa rewolucja w dziejach ludzkości. A ściślej ujmując przełom, gdyż rewolucja, to przecież gwałtowne zmiany, a to wydarzenie było jednak rozciągnięte w czasie. I to w długim. Jakby tego jednak nie nazwać, fakty są takie, że nagle okazało się, że warto było wytężyć umysł i udoskonalać narzędzia, gdyż dzięki nim nie tylko praca w polu czy przy zwierzętach stawała się lżejsza, ale także wzrastała jej wydajność a to przekładało się na większy komfort życia. Dzięki prostej motyce w tym samym czasie można było przekopać większy kawałek ziemi, przy użyciu sierpa szybciej skosić trawę lub zboże a za pomocą grabi uprzątnąć plony. Co ciekawe pierwszy sierp do ścinania traw i dzikich roślin, (który stał się symbolem rolnictwa) pojawił się prawdopodobnie dopiero dziesięć tysięcy lat pne. a jego ostrze wykonane było z kamienia, dopiero później ze szczęki zwierząt kopytnych, mocno wypalonej gliny a następnie z brązu i żelaza. Na masową skalę używany był do końca dziewiętnastego wieku, (co smutne, w wielu krajach ubogich stosuje się go do dnia dzisiejszego).
Kolejnym punktem zwrotnym w udoskonalaniu narzędzi rolniczych okazało się zastosowanie żelaza., które było materiałem nie tylko trwałym, ale w wyniku podgrzania także plastycznym. W rękach zręcznego fachowca zaczęły powstawać noże, grabie, motyki, sierpy i kosy. To jednak wciąż było mało, gdyż ludzie z natury nie lubią się męczyć - mają w sobie coś z leniwca, który by w nocy spał a w dzień odpoczywał. Dlatego też w końcu zaprzęgnięto do pracy zwierzęta. Na polach pojawiły się: woły, muły, jaki, osły i konie. Na początku (około pięciu - sześciu tyś lat pne) ciągnęły przodka pługa tzw. radło, czyli najprościej mówiąc drewniany zaostrzony kij. Dzięki temu wydajność pracy wzrosła, jednak dla zwierząt nie było to zbyt wielkie wyzwanie. Ich zasoby siłowe były o wiele większe i człowiek bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Poszedł więc krok dalej. A że „potrzeba jest matką wynalazku” zaczął konstruować urządzenia bardziej rozbudowane. Najpierw drewnianą sochę a następnie niezawodny, wręcz kultowy pług (niesamowite, ale w Europie z mniejszymi lub większymi zmianami konstrukcyjnymi i materiałowymi stosowany był do połowy dwudziestego wieku a w krajach ubogich używa się go do dnia dzisiejszego).
Jednak prawdziwy skok technologiczny nastąpił pod koniec siedemnastego i w początkach osiemnastego wieku. Wtedy to pojawiła się pierwsza maszyna żniwiarska z prawdziwego zdarzenia tzw. żniwiarko kosiarka, następnie skonstruowano dwukołowy wóz z grzebieniem do zbierania zbóż. Oczywiście nie odbywało się to na skalę masową, gdyż wtedy jeszcze nie istniały wielkie fabryki. Narzędzia wytwarzano w małych zakładach rzemieślniczych lub manufakturach. Co ciekawe większość urządzeń wciąż była drewniana np. brona lub jedynie z kilkoma metalowymi elementami (pierwszy całkowicie metalowy pług prawdopodobnie pojawił się na początku dziewiętnastego wieku). Tak więc, pomimo widocznego rozwoju rolnictwo wciąż znajdowało się na etapie prymitywnym. Za to koniec dziewiętnastego oraz cały dwudziesty wiek, to już jakby inna epoka. Brony, kultywatory, dołowniki, kosiarki, sieczkarnie, zgrabiarki, wialnie, opielacze, roztrząsacze i wiele innych urządzeń stało się podstawowymi narzędziami pracy niemalże w każdym dobrym gospodarstwie. Obecnie zalegają na skraju pół lub w skansenach, gdyż rolnicy korzystają z wielofunkcyjnych kombajnów, ciągników, glebogryzarek, sieczkarni, pras zwijających, rozsiewaczy nawozów czy rozrzutników obornika. Wszystko to są urządzenia napędzane silnikami spalinowymi lub elektrycznymi. Zwierząt praktycznie już się nie widuje na polach, chyba że w krajach ubogich, których mieszkańców nie stać na takie nowinki technologiczne.
Dobra maszyna nie tylko jest w stanie zastąpić człowieka i zwierzęta w jego pracy, lecz także jest o wiele wydajniejsza. I właśnie ta wydajność sprawiła, że rolnictwo z zajęcia zapewniającego utrzymanie poszczególnym rolnikom stało się biznesem. Biznesem dla ludzi niemających nic wspólnego z rolnictwem, dla których nie liczy się środowisko naturalne i ekologia lecz jedynie zysk. W ten sposób z krajobrazu Polski (i nie tylko, gdyż pod uprawy wycina się potężne połacie dżungli amazońskiej) zniknęły lasy, które zajmowały najbardziej urodzajne gleby, pastwiska, tereny cenne przyrodniczo oraz wiele gatunków zwierząt i roślin. Tak więc kręci się łezka w oku, gdy przypomnimy sobie rolnictwo pierwotne, gdy rolnik wstawał skoro świt, oporządzał zwierzęta i w ciszy mąconej jedynie przez śpiew skowronka udawał się na pole. W pole, które było jego ojcowizną.
Jerzy Koniuszy