Artykuły » Perkoz dwuczuby
Eko i My 05-1997
- Perkoz dwuczuby gniazdo 0011
- Perkoz dwuczuby0004
- Perkoz dwuczuby 0006
- Perkoz dwuczuby 7514
- Perkoz dwuczuby jaja 7584
- Perkoz dwuczuby
w szacie zimowej 9756
PERKOZ DWUCZUBY
W porannej mgle, na spokojnej tafli jeziora ,z lekka unoszą się dwa ptaki wielkości kaczki. Oba o czarnorudym grzbiecie i białym spodzie ciała. Prostują się niby świece, strosząc przy tym dwa czubki z piór na głowie i rdzawoczerwone bokobrody, aby za chwilę podpłynąć do siebie i objąć się szyjami w miłosnej ekstazie. Co jakis czas wydają przy tym trąbiący głos, jakby fanfary na cześć partnera. Gdy już nacieszą się swoją obecnością - nagle znikają pod wodą. Jednak za chwileczkę pojawiają się stęsknione znowu i teraz podpływają do siebie z cząstkami wodorostów w dziobie tak, jakby chciały zapytać jedno drugiego: - Może zbudujemy gniazdo?. To już prawdziwa wiosna - koniec kwietnia, może początek maja. Teraz perkozy coraz częściej znikają w spokojnej zatoczce na skraju trzcin. Z godziny na godzinę, z dnia na dzień znoszą coraz więcej zgniłych resztek roslin wodnych tworząc pływającą tratwę. Któregoś dnia nastaje cisza i tylko wiatr pośród sitowia gra swoją wiosenną pieśń. Jeden z ptaków, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki gdzieś zniknął. Drugi pływa poddenerwowany wadłuż trzcin - to w jedną, to w drugą stronę. On wie, że lada moment zostanie ojcem a w gnieździe pojawią się trzy lub cztery zielonkawobiałe jajka. Nagle pojawia się zguba. Podpływa szybciutko do samca tak, jakby chciała oznajmić mu radosną nowinę. Zamieniają ze sobą kilka ciepłych słów. Teraz to on płynie do gniazda, zagląda do środka i z namaszczeniem odkrywa skarb, który partnerka przed opuszczeniem zakryła resztakami roślin. Leciutko dotyka każdego jajka, delikatnie obraca je tak, jakby chciał powiedziec całemu światu: - Spójrzcie, w środku są moje dzieci". W końcu z dumą przysiada na nich i teraz on przez jakiś czas zastąpi matkę w tym odpowiedzialnym zajęciu. Samica ma w końcu trochę czasu, aby odpocząć. Kołysze się na miękkiej fali, jakby zadumana nad tym, co się wydarzyło. Jednak już po chwili daje nura w chłodną wodę. Ze złożonymi skrzydłami, wiosłując tylko nogami, podąża w pobliże niedalekiego dna. A nuż znajdzie jakiś smakowity kąsek - ślimaka, raka, małżę a może tłustą rybę. Teraz musi się dobrze odżywiać i wypocząć, gdyż przez najbliższe 26-29 dni, kiedy jedno z nich będzie siedziało na jajach, to drugie będzie musiało trzymać straż. Dni stają się coraz dłuższe i tylko śpiew ptaków w zielonym lesie urozmaica monotonne chwile na gnieździe. Słońce muska swoimi promieniami pióra wysiadujących ptaków. Jaja stają się coraz ciemniejsze od ciagłego przykrywania ich resztkami zgniłych roslin. Łyska - sąsiadka z zatoczki obok, już pływa z gromadką popiskujących maluchów. W końcu nadchodzi upragniony dzień. Najpierw z jaj wydobywa się cichutki pisk. Po jakimś czasie skorupki zaczynają powoli pękać. Rodzice niecierpliwią się - chcieliby mieć to już za sobą. Najpierw jedno, potem drugie, trzecie i w końcy czwarte jajko pęka i na świat przychodzą cztery pisklęta pokryte jasnym puchem w ciemne poprzeczne prążki. Radość jest ogromna. Rodzice wiedzą, że jeszcze kilka godzin a młode pożeglują z nimi w daleki świat - świat niespodzianek, ale i niebezpieczeństw.
Jerzy Koniuszy