Artykuły » Przeludnienie
Eko i My 02-2017
Czy Ziemi grozi przeludnienie?
Człowiek zmienia środowisko naturalne w zastraszającym tempie. Tereny na których jeszcze nie tak dawno znajdowały się pola i lasy obecnie zamieniają się w jedno wielkie miasto. Znikają łąki na których wypasało się bydło a dostęp do brzegów jezior, mórz i oceanów zagradzają budynki mieszkalne. Ba, niejedno kroć wręcz wkraczają aż do wody. Jedna miejscowość przechodzi płynnie w kolejną. Do tego dochodzą centra handlowe, lotniska, potężne zakłady produkcyjne i oczywiście łącząca to wszystko sieć dróg. Przemierzając czy to Polskę, czy Europę z północy na południe, wydaje się, że zabudowaliśmy już każdy najmniejszy skrawek Ziemi. Nie dziwi już nas to, gdyż zdajemy sobie sprawę, że człowiek jest gatunkiem ekspansywnym wręcz inwazyjnym. Jego populacja z roku na rok rośnie w tempie astronomicznym. Obecnie błękitną planetę zamieszkuje ponad siedem miliardów osobników z gatunku Homo Sapiens. W związku z tym trudno nam sobie dzisiaj wyobrazić, że około roku tysięcznego było nas w Polsce jedynie dwa miliony a na całym globie niecałe pół miliarda. Pierwszy miliard przekroczyliśmy dopiero na początku dziewiętnastego wieku. Niesamowite w tym jest to, że w przeciągu tego, wydawałoby się długiego okresu prawie jednego tysiąclecia, liczba ta wzrosła jedynie dwukrotnie, a w ostatnim dwustuleciu aż siedmiokrotnie. W związku z powyższym zasadnym byłoby pytanie, czy aby na pewno głównym zagrożeniem ludzkości jest ocieplenie klimatu lub nie daj Bóg uderzenie meteorytu a nie przeludnienie i związane z tym wszelkie konsekwencje? Niestety bardzo trudno jest odpowiedzieć na to pytanie, gdyż problem jest bardzo złożony i niejednoznaczny. Z jednej strony nie da się ukryć, gdyż liczby nie kłamią i to one są najbardziej rzetelne i wiarygodne. Ludzi przybywa. Faktem jest jednak także to, że połowa populacji tychże ludzi zamieszkuje jedynie znikomy ułamek (jeden, dwa procent) powierzchni wszystkich lądów i co ciekawe także połowa ludzkości skupiona jest w kilku krajach azjatyckich (Chiny, Indie). Najsłabiej zaludniona wciąż jest Afryka. Wynika to z panującego tam trudnego klimatu, niestabilnej sytuacji politycznej i ekonomicznej poszczególnych państw a także braku dostępności do opieki zdrowotnej (wiele kobiet umiera przy połogu). Długość życia jest tam krótka (w Suazi np. 32 lata, w Angoli i Zambi 38 lat a w Mozambiku 41 lat). Pomimo tych problemów, to właśnie na kontynencie afrykańskim odnotowuje się w ostatnim czasie największy przyrost populacji.
Problem przeludnienia zauważył już pod koniec osiemnastego wieku (gdy liczba mieszkańców Ziemi nie przekraczała przecież jeszcze jednego miliarda) angielski ekonomista Thomas Robert Malthus. W swojej teorii maltuzjanizmu proponował odgórną regulację przyrostu naturalnego nakazując wstrzemięźliwość seksualną do czasu, aż stopa zamożności pozwoli na utrzymanie dziecka. Sprzeciwiał się także wszelkiej pomocy społecznej. W tamtym czasie jego idee spotkały się z ogólnym sprzeciwem. Jednak drogą tą, a nawet krok dalej, w okresie od 1977 – 2015 roku poszły władze Chin, które narzuciły społeczeństwu tzw. politykę jednego dziecka. Polegała ona na dyskryminowaniu rodzin wielodzietnych (chociażby kary pieniężne, utrudnienia w dostępie do kształcenia). Szacowano, że w ten sposób, dzięki odgórnemu ograniczeniu przyrostu naturalnego w przeciągu dwóch dekad na świat nie przyszło 250 milionów dzieci.
Historia ekspansji człowieka oraz wzrostu jego populacji była zawiła i często bardzo burzliwa i co ciekawe nieodłącznie związana z masową redukcją a nawet zanikiem całych cywilizacji. Na samym początku człowiek zmuszony był konkurować o pokarm i terytorium ze zwierzętami. Dzięki jednak swojej inteligencji przetrwał i z pokolenia na pokolenie zwiększał swoją liczebność. W późniejszym okresie wyniszczały go epidemie (dźuma Justyniana w roku 541 – 100 mln ofiar, czarna śmierć w XIVw – około 200 mln ofiar czy hiszpanka w roku 1919 – około 100 mln ofiar), katastrofy naturalne (erupcje wulkanów, tsunami, trzęsienia ziemi, lawiny błotne). Swoje żniwo zbierały także wojny i to nie tylko te ostatnie - Pierwsza i Druga Wojna Światowa w której łącznie życie straciło niemal 100ml ludzi - ale także te wcześniejsze. Praktycznie każdy wiek posiadał swojego tyrana, który przyczynił się do śmierci milionów istnień ludzkich. Człowieka, albo jego wynaturzenie, za którego głosem i w imieniu jego chorych, zbrodniczych idei szły całe narody. Ludzie bez wyjątku biedni i bogaci, inteligentni i wykształceni, kobiety i mężczyźni, matki i ojcowie, wierzący w Boga i ateiści. W samej tylko Chińskiej rewolucji An Lushana przeciwko dynastii Tang zginęło ponad 35mln ludzi a w podbojach mongolskiego władcy Czyngis Chana kolejne 40mln. Swoje miliony ma na sumieniu także Hitler, Stalin, Mao Zedong czy Pol Pot.
Pomimo tego, że w dwudziestym pierwszym wieku świat stał się globalną wioską nadal istnieją kraje, gdzie żądzą dyktatorzy dla których ludzkie życie nie stanowi żadnej wartości. Mało tego, odzywają się szaleńcze głosy, które otwarcie mówią o redukcji ludzkiej populacji nawet o dziewięćdziesiąt procent. I co ciekawe słowa te nie padają z ust rozgoryczonych swoim losem biedaków, lecz tych najbogatszych. Tych, których majątek mógłby posłużyć za kilkuletni budżet niejednego państwa.
Według szacunków w roku dwa tysiące setnym (jeśli oczywiście nie doprowadzimy do jakiegoś kataklizmu) populacja ludzi wynosić ma jedenaście miliardów. Czy z tego powodu ktokolwiek może podnieść rękę na nas czy nasze dzieci? Stanowczo nie, ponieważ gwarantuje nam to nie tylko prawo naturalne lecz także trzeci artykuł Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Deklaracji, która wyraźnie mówi, że każdy człowiek ma prawo do życia. A każdy, to znaczy wszyscy bez wyjątku. Młodzi i starzy, biali i kolorowi, dorośli i w szczególności dzieci. Bo one rodzą się z czystą kartą i jeśli kiedyś wyłoni się spośród nich kolejny tyran, to nie będzie wina złych genów czy przeludnienia lecz nasza. Bo to my je kształtujemy, tak jak kształtujemy świat, politykę i swoje własne życie. Tak więc może nie ilość ludzi na świecie jest problemem, lecz najzwyklejszy zakorzeniony w nas egoizm i brak empatii.
Jerzy Koniuszy