Artykuły » Rybitwa białoczelna
PRZYRODA POLSKA 08-1998
- Przyroda Polska 08 1998
- Przyroda Polska 08 1998
- Rybitwa białoczelna 18
- Rybitwa białoczelna 22
- Rybitwa białoczelna 24
- Rybitwa białoczelna 12
- Rybitwa białoczelna 17
- Rybitwa białoczelna 21
- Rybitwa białoczelna
gniazdo 29 - Rybitwa białoczelna 33
- Rybitwa białoczelna 35
- Rybitwa białoczelna 03
RYBITWA BIAŁOCZELNA
Jedna z najmniejszych rybitw. Biała o szaro popielatym grzbiecie. Na głowie czarna "czapeczka". Czoło białe. Dziób charakterystyczny dla tego gatunku - żółty z czarną końcówką. Odżywia się drobnymi rybami pływającymi niedaleko powierzchni. Poluje na nie zawisając w powietrzu a następnie gwałtownie nurkuje. Gniazdo, w postaci płytkiego dołka w piasku, zakłada na brzegu w nieznacznej odległości od wody.
Był upalny, letni dzień a człowiek marzył tylko o kubku zimnej wody lub chociażby o lekkim powiewie chłodnego wiatru. Jednak nic z tego. Do miejsca wskazanego przez mieszkańców niedalekiej wsi pozostał jeszcze spory szmat drogi i to w dodatku cywilizowaną, asfaltową drogą. Przy tym cieple nawet wszędobylskie muchy zniknęły - teraz chociaż one nie utrudniały marszu. W końcu pojawiła się wyczekiwana z utęsknieniem polna droga a w powietrzu lekki powiew wiatru. Podobno z tego miejsca do morza pozostał przysłowiowy rzut beretem. Wszedłem na niewielkie wzniesienie i w oddali ujrzałem spokojną taflę wody, która ciagnęła się aż po horyzont. Rzut beretem okazał się dwoma kilometrami marszu przez łąkę. Gdzieś w górze coraz rzadszy bekas wykonywał swój lot tokowy. Zapowiadało się wiele ciekawych atrakcji. Po kilkuset metrach, nieopodal niewielkiego oczka wodnego zerwała się w powietrze czajka i krążąc z głośnym płaczemnad moją głową starała się odpędzić mnie od miejsca, gdzie ukryła swój skarb. Zacząłem uważniej spogladać pod nogi aby przez przypadek nie nadepnąć na jej gniazdo zlewające się z otoczeniem. Dobrze zrobiłem, gdyż po kilkudziesięciu metrach ujrzałem w trawie nie gruszkowate jaja, lecz pokryte ciemnym puchem pisklę. Nie ono było celem mojej podróży, więc czymprędzej powędrowałem dalej. Po niedługim czasie dotarłem do morza. Panowała tam cisza i spokój, a w najbliższym polu widzenia nie było widać żywego ducha. Skierowałem się na zachód. Ciepły morski piasek przesypywał się przez moje stopy, a słońce przygrzewało plecy obładowane sprzętem fotograficznym. Nieopodal ujrzałem kilka wydm porośniętych rzadką, podsuszoną trawą i to, co mnie najbardziej ucieszyło - zwinne sylwetki rtbitw. Z nadzieją, że może założyły tam kolonię lęgową przyspieszyłem kroku. Kiedy znalazłem się na miejscu, kilka rybitw białoczelnych, z głośnym krzykiem wzleciało w powietrze. Na ziemi dostrzegłem kilka dołków a wnich po trzy małe, bladoróżowe jaja, pokryte ciemnobrązowymi plamami. Nie spodziewałem się tutaj, tego coraz rzadszego ptaka a tym bardziej jego gniazd. Wiadomo, że te najmniejsze z rybitw lęgną się na terenie Polski wzdłuż Bałtyku i na brzegach większych rzek, ale ze wzgledu na swoją płochliwość - bardzo sporadycznie. Rybitwy te wymagają do rozrodu miejsc mało ruchliwych, najlepiej nie odwiedzanych przez ludzi, a jak wiadomo o takie w dniu dzisiejszym coraz trudniej. W kolonii panował ciągły ruch. Wysiadujące ptaki nie mogły usiedzieć w miejscu i co chwila zrywały się z gniazda by coś upolować do jedzenia a czasami żeby pokłócić się z sąsiadami lub odpędzić intruza w postaci kruka, większej mewy czy nawet myszołowa. Już sama Matka Natura oferuje dosyć niebezpieczeństw przed którymi trzeba zawzięcie bronic gniazda, a tutaj pojawił się człowiek. Zrobiłem więc kilka zdjęć i oddaliłem się do miejsca w którym bez niepokojenia ptaków mogłem obserwować ich zwyczaje. Czas mijał bardzo szybko, więc z ogromnym żalem musiałem opuścić niecodzienne widowisko, mając nadzieję, że rybitwy wyprowadzą młode bez przeszkód i powrócą w to samo miejsce w przyszłym roku.
Niestety, w przeciągu kilku lat ten skrawek dziczy zamienił się w typową plążę pełną turystów i okolicznych mieszkańców. Na dzień dzisiejszy nie lęgną się już tam nie tylko rybitwy białoczelne, lecz także inne ptaki. W 1998 roku nie mozna było spokojnie przejść plażą, gdyż co parę metrów znajdowały się gniazda: rybitw, czajek, sieweczek a wśród pobliskich traw gniazdowały kaczki, potrzosy i pliszki żółte. Dzisiaj w roku 2016 też nie można przejść, gdyż drogę zawadzają ludzkie "morsy i foki" nie licząc się z naturą.
Jerzy Koniuszy