Artykuły » Warzęcha
Eko i My 01 02 2024
Warzęcha
Czasami mam wrażenie, że Bóg stwarzając świat miał przy tym dobrą zabawę. Bo skoro my ludzie, uczynieni jego „rękoma” na jego podobieństwo mamy poczucie humoru, to On także musi je mieć. Mało tego… Jeśli człowiek potrafi nudzić się, to może Bóg też? A że nuda w końcu doprowadza do działania i to często twórczego, to tak samo mogła wpłynąć na Stworzyciela. Reasumując jednym zdaniem: - Bóg uczynił to wszystko co nas otacza z nudów, dobrze się przy tym bawiąc. Ta żartobliwa teoria nie każdemu może przypaść do gustu – i bardzo dobrze – ale wokół siebie mamy całe mnóstwo potwierdzających ją przykładów. Żeby daleko nie szukać, pierwszy z brzegu i to wcale nie taki mały, jest świetnie wszystkim znany słoń. Największy ssak lądowy z komicznie długim nosem. „Trąba” ta, pomimo tego, że ma jednak jakiś sens - Bóg nic nie tworzył bez celu - to jednak wygląda groteskowo i jakby nie na miejscu. A do tego jeszcze te ogromne uszy. Idąc dalej tym tropem w następnej kolejności mamy żyrafę, której szyja sięga „niebios”. Też oczywiście nie bez przyczyny, ale czy przez to wygląda mniej śmiesznie? Albo spójrzmy na zebry. Niby konie, ale takie nie do końca, bo w paski. I w dodatku nie wiadomo czy czarne na białym tle, czy może odwrotnie. A nosacze – ssaki z rzędu naczelnych? Czy to nie karykaturalnie przerysowane postacie żywcem wycięte z obrazów polskiego malarza Jerzego Dudy – Gracza? I tak możemy wyliczać bez końca: hipopotamy, kangury czy suhaki stepowe. Jednak nie tylko pośród ssaków występują takie dziwy ale także w innych gromadach. U ryb można wymienić Psychrolutes marcidus – nazywaną „blobfishem” podobno najbrzydsze stworzenie świata. U płazów purpurową żabę indyjską, u stawonogów „owłosione” pająki czyli ptaszniki a u ptaków takim ewenementem są niewątpliwie trzewikodzioby o dziobie w kształcie drewnianego buta, maskonury – pokraczne „papugi’ północy, królówka koroniasta z piórami na głowie w kształcie korony, drapieżny sekretarz przemierzający na swoich długich nogach afrykańskie sawanny a także marabuty – jak ktoś świetnie zauważył „ o twarzy, której nie pokochałaby nawet ich matka” czy w końcu warzęchy. I właśnie przy tych ostatnich chciałbym się na dłużej zatrzymać, ponieważ tego lata przez wiele godzin obserwowałem je nad węgierskimi stawami mieszczącymi się w Parku Narodowym Hortobagy. A co mnie u nich tak urzekło lub zadziwiło? Na pewno wygląd. A dokładniej kształt ich dzioba, który wypisz wymaluj przypomina długą drewnianą łyżkę, której jeszcze do dzisiaj używa się do mieszania potraw podczas gotowania posiłków. Warzęchy (Platalea) to rodzaj ptaków zaliczanych do rodziny ibisów (Threskiornithidae). Wyszczególniono do tej pory sześć ich gatunków: żółtodziobą (Platalea flavipes, różową (Platalea ajaja), czerwonolicą (Platalea alba), małą (Platalea minor), królewską (Platalea regia) oraz zwyczajną (Platalea leucorodia) z czego w Europie, a co za tym idzie także w Polsce, spotyka się tylko tę ostatnią. Do naszego kraju zalatuje sporadycznie ale regularnie podczas wiosennych i jesiennych przelotów (do 2018 roku około 350 stwierdzeń). Najczęściej można się na nią natknąć w kwietniu i maju. W zależności od miejsca występowania podzielono ją na trzy podgatunki. Leucorodia balsaci zamieszkującą wyspy u wybrzeży Mauretanii, leucorodia archeri wybrzeże Morza Czerwonego oraz podgatunek nominatywny leucorodia leucorodia, który spotykamy od zachodniej Europy przez jej południe i dalej na wschód aż do Azji. Warzęcha zwyczajna zaliczana jest do ptaków dużych. Jest tylko nieznacznie mniejsza od tak popularnego u nas bociana białego (Ciconia ciconia). Długość jej ciała wynosi około 1 metra (średnio 80-90cm), rozpiętość skrzydeł ponad 120cm a masa ciała dochodzi nawet do 2 kg. W jej upierzeniu dominuje biel. Jedynie podczas okresu godowego na piersi pojawia się żółty nalot a na głowie żółty, ozdobny czubek. Nogi ma czarne. Dziób ciemny o charakterystycznym kształcie z żółtym zakończeniem. Oczy czerwone, pod nimi i wokół nich widoczne są płatki nagiej, żółtej oraz czarnej skóry. Pod gardłem, u dolnej nasady dzioba skóra jest żółta i nieopierzona. U młodych ptaków dziób nie jest tak intensywnie ciemny i brak na nim żółtego zakończenia. Jako ptaki typowo wodne preferują brzegi płytkich wód śródlądowych oraz morskich: jeziora, laguny, rozlewiska, stawy a także tereny lekko bagienne osłonięte od strony lądu roślinnością szuwarową. W związku z tym, że w Europie jest ptakiem wędrownym (na zimowiska znajdujące się w Afryce środkowej odlatuje na przełomie sierpnia i września) na tereny lęgowe powraca w kwietniu lub maju i tam przystępuje do toków. Samce, brodząc w wodzie, stroszą pióra przed swoimi partnerkami, wysoko unosząc przy tym dzioby w celu ukazania żółtej barwy na piersi. Plamy, której intensywność koloru ma świadczyć o ich dobrej kondycji a co za tym idzie atrakcyjności. Warzęchy w ciągu sezonu lęgowego wyprowadzają tylko jeden lęg. Gnieżdżą się w koloniach liczących nawet kilka tysięcy par. Gniazdo budują wspólnie oba ptaki z pary. Tworzy je duży kopiec z gałęzi i trzcin wyścielony w środku resztkami roślin i piórami. Zlokalizowane może być w różnych miejscach. Od wierzchołków drzew, poprzez różnego rodzaju krzewy aż do trzcinowisk . W związku z tym, że kolonie lęgowe są stałe, wykorzystywane przez ptaki przez wiele lat, gniazda używane i rozbudowywane są wielokrotnie przez co są w stanie osiągać bardzo duże rozmiary. W maju samica składa 3 – 5 białych jaj pokrytych drobnymi brązowymi plamkami i kreskami. Na zmianę z samcem wysiaduje je przez 20 – 25 dni. Po tym czasie wykluwają się młode, pokryte gęstym białym puchem i o różowym dziobie. Dziobie, któremu co ciekawe brak jeszcze charakterystycznego łyżkowatego zakończenia. W gnieździe pozostają długo, bo niemal dwa miesiące. W tym czasie karmione są przez rodziców pokarmem pochodzenia zwierzęcego: owady, ich larwy, mięczaki, skorupiaki i drobne kręgowce, wyławianymi z mułu lub płytkiej wody zbiorników wodnych. Na żerujące warzęchy można patrzeć godzinami, gdy niestrudzenie, z półotwartym dziobem, brodząc w płytkiej wodzie, ruszają głowami na boki aby swoim szerokim dziobem zagarnąć jak największą ilość pożywienia. Niestety w Polsce trudno o takie bliskie obserwacje, gdyż osobniki, które pojawią się u nas, trzymają dystans nawet kilkuset metrów. Jeśli jednak dysponuje się jakimkolwiek, nawet nie markowym sprzętem optycznym, to można pokusić się o podejrzenie tego małego Bożego dziwoląga. Jeśli oczywiście natkniemy się na niego. A tego nikt nigdy nie może zagwarantować.
Jerzy Koniuszy