Artykuły » Wizon amerykański
Eko i My 09 - 2018
- Eko i My 09 - 2018
- Eko i My 09 - 2018
- Eko i My 09 - 2018
- Eko i My 09 - 2018
- Biotop wizona 9962
- Ślady wizona 9964
Wizon amerykański
Wizon amerykański (Neovison vison) do niedawna nazywany norką amerykańską to średniej wielkości ssak z rodziny łasicowatych. Pierwsze ich fermy pojawiły się pod koniec XIX wieku na terenie USA i Kanady. W Europie w okresie międzywojennym w Niemczech a następnie w krajach skandynawskich i republikach byłego Związku Radzieckiego. Zwierzęta do hodowli zostały importowane zza oceanu a konkretnie z Ameryki Północnej, gdzie występują także w stanie dzikim. Zamieszkują tam nad brzegami wód śródlądowych prowadząc ziemno wodny tryb życia. W okresie rozrodczym, który w naszym kraju przypada pomiędzy marcem a majem, na swoje legowisko wybierają nory, głębokie i długie jamy pod korzeniami, a także rozległe dziuple najchętniej znajdujące się tuż przy ziemi. Komorę lęgową wyściełają resztkami roślin, piórami a także włosiem. Po ciąży trwającej średnio około pięćdziesięciu dni samica rodzi od 2 do 6-7 młodych. Potomstwo przez pierwsze cztery tygodnie życia karmione jest przez matkę mlekiem. Potem pomału przechodzi na pokarm stały. Pod opieką samicy pozostaje aż do jesieni. Wtedy to wyrusza na poszukiwanie swojego nowego terytorium, który oznacza wydzieliną gruczołów okołoodbytowych (skład chemiczny takiej wydzieliny sprawia, że zapach zbliżony jest do zapachu wydzieliny skunksa) a także odchodami i moczem. W swoim areale nie tolerują innych osobników tego samego gatunku.
Wizony odżywiają się pokarmem pochodzenia zwierzęcego. W związku z tym, że świetnie nurkują na głębokość nawet kilku metrów, w ich jadłospisie znajdują się różne gatunki zwierząt wodnych: ryby, płazy, skorupiaki, raki a także piżmaki i ptaki wodne. Nie pogardzają także ptasimi jajami i pisklętami, które w przypadku ptaków lęgnących się bezpośrednio na piasku (rybitwy, mewy czy sieweczki) stają się dla nich smakowitym i łatwym kąskiem. Jedna norka w przeciągu kilku dni jest w stanie przetrzebić lub zniszczyć całą kolonię lęgową znajdującą się w pobliżu jej strefy łowieckiej.
Hodowla zwierząt futerkowych to niezły i dochodowy biznes. W szczególności, jeśli mamy na myśli wielkie fermy, na których trzyma się po kilkanaście tysięcy sztuk zwierząt. Jednak dobrze zorganizowane i zadbane instytuty to niestety margines. Wciąż istnieją zakłady, w których dorosłe zwierzęta trzymane są w małych klatkach, nierzadko, wbrew naturze po kilka osobników, w warunkach urągających jakimkolwiek standardom. Oszczędza się tam na wszystkim, gdyż w biznesie nie ma sentymentów. Tutaj najważniejszy jest końcowy efekt, czyli jak największy zysk. W porównaniu do hodowli pięknych ptaków ozdobnych takich jak: mandarynki, pawie czy karolinki - finalnie przeznaczonych na handel - nie doświadczają wyjątkowego traktowania. Nie może, więc dziwić fakt, że jeśli tylko nadarzy się okazja, to pojedyncze osobniki wybierają wolność. Bo któż na ich miejscu zrobiłby inaczej, mając w krótkiej perspektywie tylko niehumanitarną śmierć, (jeśli jakakolwiek śmierć czy to prądem elektrycznym czy parami chloroformu może być humanitarna) i niechybne obdarcie ze skóry. Obecnie w kilku krajach europejskich miedzy innymi: Szwajcarii, Austrii i Wielkiej Brytanii obowiązuje zakaz prowadzenia ferm hodowlanych. Z kolei Dania i Finlandia obok Polski jest największym producentem i dostarczycielem futer na rynek. W walce o klienta a także dobry wizerunek, co zakrawa na kpinę, naturalne produkty z żywych zwierząt zachwala się, jako ekologiczne i biodegradowalne.
Ogólnie winą za pojawienie się wizona w środowisku naturalnym obwinia się fermy hodowlane. Jest w tym dużo prawdy, gdyż badania genetyczne przeprowadzone na osobnikach złapanych na wolności wykazały pokrewieństwo z tymi trzymanymi na pobliskich fermach. Pojedyncze osobniki uciekały i niezależnie od zabezpieczeń nadal będą uciekać. Szacuje się jednak, że większość uciekinierów z racji tego, że nie zostały nauczone życia w stanie dzikim a co za tym idzie samodzielnego zdobywania pożywienia nie przeżyją dłużej niż kilka miesięcy. Pewnie część, tych bardziej sprytnych, przeżyje i zasili szeregi dzikich osobników. To jednak tylko część prawdy. Jedną z głównych przyczyn ekspansji wizona jest jakże krótkowzroczna i nieodpowiedzialna polityka władz Związku Radzieckiego, które w latach od trzydziestych do pięćdziesiątych ubiegłego wieku aklimatyzowały norkę na terytorium swojego kraju. W tym celu wprowadzono do środowiska naturalnego prawie dwadzieścia tysięcy osobników tego gatunku. Swoją rękę przyłożyli także pseudo ekolodzy, którzy z ferm hodowlanych w ramach protestu „uwolnili„ już kilka tysięcy zwierząt. Sytuacje takie miały miejsce chociażby dekadę temu w USA, Finlandii i Hiszpanii.
Na terenie naszego kraju pierwsze osobniki wizona w stanie dzikim stwierdzono w latach sześćdziesiątych XX wieku. Przywędrowały do nas zza naszej wschodniej granicy i rozprzestrzeniły się dalej na zachód i południe kojarząc się z uciekinierami z niewoli. Przy okazji trzeba podkreślić i wyjaśnić, że nie jest możliwe, jak uważają niektórzy, aby to one przyczyniły się do wyparcia z naturalnego środowiska naszej rodzimej norki europejskiej (Mustela lutreola), gdyż ostatnia obserwacja osobnika gatunku Mustela została stwierdzona w okolicach Elbląga w roku 1926 czyli prawie czterdzieści lat wcześniej. Fakty mówią za siebie i wizon amerykański, jako emigrant z odległego kraju, po prostu zaadoptował się i wykorzystał niszę pozostawioną po swojej może niezbyt bliskiej, ale zawsze krewniaczce.
W ostatnich tygodniach znów poruszono kwestię ferm na szczeblu rządowym. Niezależnie jednak od tego jakie będą ustalenia nic nie zmieni faktu, ze wizon amerykański nie jest już amerykański. To nasz wizon – wizon europejski, którego korzenie sięgają za ocean i czy się to komuś podoba czy nie, niewątpliwie należy do naszej fauny. Jedno jednak, co powinniśmy zrobić, to kontrolować jego stan ilościowy na takim poziomie, aby nadmiernie nie zagrażał środowisku, w którym występuje.
Jerzy Koniuszy